|
|
Podkarpackich Kibicow - Forum Podkarpackich Kibicow |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
_GOTYK JOCKER_
Trener
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: D Ę B I C A
|
Wysłany: Sob 21:58, 24 Gru 2005 Temat postu: Opisy najbardziej zwariowanych wyjazdów! |
|
|
Widzę że na tym forum, prawie nikt nie opisuje dokładnie swoich przeżyć meczowych. Zakładam jednak w/w temat- mam nadzieje że z biegiem czasu inne osoby także wpiszą jakies ciekawe mecze ze swoim udziałem...! Oczywiście takich wyjazdów z gatunku "crazy" przeżyłem więcej- jednak ten był chyba najbardziej ciekawy oraz obfitujący w różne śmieszne wydarzenia.
2001 VI 17 Łada Biłgoraj – WISŁOKA
Oczywiście Biłgoraj, to miasto gdzie (dojechać tam jakimś środkiem transportu publicznego), graniczy z cudem . Mimo tych przeciwności postanawiam jechać na ten mecz i… to koleją! Ogarniam ekipę szaleńców,i razem postanawiamy się wybrac na ten wyjazd. W sumie nic dziwnego w tym niema, gdyby nie to, że od Stalowej Woli na co dzień do Biłgoraja (Zamościa) jedzie tylko jeden pociąg! On oczywiście odpadał, bo w Biłgoraju był na 22.00. Jednak postanowiłem połączyć wyjazd i wycieczkę krajoznawczą w jedno . Z Dębicy wyjeżdżamy młodzieżowym składem w 8 osób, a było to o 1.41 w nocy z dworca PKP w Dębicy. Kupujemy bilety i wsiadamy w pośpieszny do Zamościa. Tak więc wymyśliłem że mieliśmy jechać do Biłgoraja przez Rzeszów, Jarosław, Lubaczów (250 km) do Zwierzyńca. Oczywiście po drodze bez atrakcji! Po minięciu Lubaczowa wokoło rozciągały się zasnute mgłą pola i łaki, na których ludzie przyprowadzali swoje zwierzęta stajenne . Wkońcu dojeżdżamy do malowniczego Zwierzyńca. o 5.30 rano . Zatrzymujemy się koło jeziorka, na którym była wyspa- a na nim kościółek! (cieszymy oko ) po czym idziemy na przystanek PKS. Stamtąd (20 km) jedziemy prywatnym busem do Biłgoraja. Tam jesteśmy na... 6.30 rano, dla przypomnienia mecz miał być o… 17.00 (!). Oczywiście mieliśmy ogrom czasu do spotkania, więc udaliśmy się na malutką (opuszczoną) stacje PKP. Nie dość, że pogoda była pochmurna (cały czas padało), to jeszcze komary były nie do zniesienia (obok las). Mieliśmy jakieś 8,5 godziny do meczu, więc bardzo się nudziliśmy . Część z nas siedziała pod poczekalnią (wielkości małego pokoiku), a reszta nieopodal siedziała pod dachem składu drewna . Naszą sielankę tylko na moment przerwał dziadek, który przyprowadził krowę na pastwisko (obok nas). Krowa jak to krowa- robiła kupę, gryzła trawę i ryczała od czasu do czasu . Czas cholernie się dłużył- jednak umijaliśmy go rozmówkami typu "o wszystkim i niczym". Na jakieś 3 godziny przed meczem postanawiamy iść na stadion, bo normalnie nie dało się już usiedzieć. Po drodze nie spotykamy nawet zwykłych ludzi! Na wszelki wypadek mamy parę pałek znalezionych w drewutni . Po dotarciu pod stadion, wchodzimy dziurą na obiekt. W sumie też nic dziwnego gdyby nie to, że wokoło były jakieś grzęzawiska i wysoka trawa! Tak więc przedzieramy się przez bagna i wysokie trawy, aby wkońcu zameldowac sie na stadionie. Tam jako jedyni ludzie na obiekcie czekamy na rozwój wydarzeń. Pojawia się ochrona, która pyta nas co tu robimy. My: „że jesteśmy z Dębicy i czekamy na mecz” . Wtedy oni do nas- czym tu przyjechaliśmy- że jesteśmy tyle przed meczem . Odpowiadamy że pociągiem. Nie chcieli nam za bardzo uwierzyć, bo wiedzieli że ostatni pociąg był… wczoraj wieczorem (!). Więc my odparliśmy, że przybyliśmy od strony Zwierzyńca oraz że nie czekamy tu od trzech godzin- tylko od 9u Niezłego gula zaliczyli. Co chwilę wychwalali nas, że jesteśmy niesamowitymi fanatykami. Oczywiście nie czepiają się o bilety, mało tego pozwalają nam pić- tylko aby nikt nie widział. Potem powoli zjawiają się miejscowi kibice, którzy patrzą na nas z daleka (mamy szale i flagę). Tuż przed meczem podchodzą pod nas w kilku i pytają oto czym przyjechaliśmy itd. Rzecz jasna byli tak samo w szoku. Muszę tu jeszcze nadmienić, że gdy podeszli pod nas, to powiedzieliśmy policji i ochronie aby ich puściła i nie robiła problemów. Tak też się stało. Po prostu nie widzieliśmy w nich jakiś przeciwników, poza tym z daleka było widać że są przyjaźnie nastawieni. W pewnym momencie stojąc na sektorze trochę się pomieszaliśmy. Oni oglądali nasze szale, my ich. Najzabawniejsze w ich zachowaniu było to, jaki mieli akcent (śpiewający) {co "kraj" to obyczaj }. Także jeden z nich dowiedziawszy się że siedzieliśmy wiele godzin koło PKP. Żałował że nie przyszliśmy na miasto, bo tam były festyny i było… disco-polo . Oczywiście bardzo nie lubimy takiej formy (muzyki) i lekko go uświadomiłem, że: „dzięki- ale nie słuchamy czegoś takiego”. Wtedy to on lekko się zmieszał i próbował wyjść z tego jakimś żartem. Zaczął się mecz, Łada odchodzi na swój sektor. Wisłoka szybko uzyskiwała bramki toteż w 25 minucie meczu było już… 0:5 dla nas (!). Łada nie robiła dopingu, bodajże po dwóch golach ściągnęli swoją flagę i… uwaga!... zawiesili ją do góry nogami! Jednak jeśli ktoś myśli ze to koniec to się myli. Następnie kilku z nich po kolejnych golach dla Wisłoki… powiesiło swoje szale tuż koło tej flagi na płocie- tak jakby były skrojone . Dla nas był to prawdziwy szok- żeby takie coś robić. Nawet zrobiliśmy im fotkę z tą flagą i szalami . Od początku czuliśmy się jak w skansenie, ale to już przechodziło ludzkie pojęcie. Jeszcze nad mienie, że ludzie przechodzący koło nas bardzo często nas chwalili za doping, postawę itd.! (co się rzadko zdarza ). Pod koniec meczu dwóch od nas idzie z kilkoma z Łady po zakup spirytusu na miasto . Wisłoka ostatecznie spuściła z tonu wygrywając zaledwie 0:6. Choć gdyby tak grała cały mecz- to na pewno było by 0:20!? Po meczu idziemy pod autokar naszych piłkarzy, z którymi odjeżdżamy. Łada oczywiście nas odprowadza w kilku i żegna się z nami. Wyjazd bardzo udany i przede wszystkim pomimo wszystko ciekawy .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez _GOTYK JOCKER_ dnia Czw 16:22, 23 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
_GOTYK JOCKER_
Trener
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: D Ę B I C A
|
Wysłany: Czw 16:19, 23 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Hmm.. widzę że w temacie zostałem sam i nikt tu nie opisuje swoich najbardziej zwariowanych wyjazdów . Póki co wklejam kolejne dwa...
2001 IX 16 Łada Biłgoraj – WISŁOKA
Wyjazd do Biłgoraja wypadł nam dokładnie trzy miesiące od naszego ostatniego pobytu w tym mieście . Tak samo również wybieramy się koleją. Zbieramy się w 15u o 2.00 w nocy na PKP i jedziemy pośpiesznym. Robimy zrzutę na kanara, jednak jechał on tylko do Rzeszowa i potem się zmienił. Ostro się rzucał o bilety i w Lubaczowie z tego powodu pociąg stał ok. pół godziny Wezwał sokistów i dla świętego spokoju postanawiamy kupić bilety. Jednak głównie połówki (parę osób także pokitrało się bez biletu po wagonach). Oczywiście w takich miastach jak Rzeszów, Przeworsk, Jarosław spokój. Po 250 kilometrowej jeździe w końcu nad ranem zajeżdżamy do Zwierzyńca. Tam wysiadamy, po czym idziemy na PKS, do którego ładujemy się bez biletów (ok. 20 km). W Biłgoraju meldujemy się o 8 rano. Dzwonimy do gościa z Łady, który bierze nas na chatę (3 osoby). Reszta w tym czasie hasała i piła sobie w barwach po mieście . Miejscowi rzecz jasna byli do nas przyjezdnie nastawieni, niektórzy trochę pili z naszymi. Około 9.00 rano cała niemal grupa poszła już na stadion (reszta jeszcze piła na mieście ). Do rozpoczęcia meczu pozostało 7 godzin Jak ostatnio ochrona i policja była pełna zdumienia, że dotarliśmy tu… koleją na tyle godzin przed meczem. Jednak nie robili problemów z tego, że urzędowaliśmy na stadionie bez biletów. U nas bez flag, od czasu do czasu dopingujemy. Łada wywiesza dwie flagi i nie robią młyna, jest ich ok. 30u. Pod sam koniec meczu dociera dwóch od nas autem i przywożą 3 flagi (w tym jedną 20 metrową). Tak więc na razem 17 osób. Po meczu wracamy z piłkarzami, po drodze zatrzymując się w Przeworsku, gdzie chodzimy sobie w szalach, jednak bez przygód.
2002 VIII 24 Stal Sanok – WISŁOKA
Na ten wyjazd część z nas postanawia wybrać się już wcześnie rano. O 7.50 na dworcu PKS zbiera się nas 10 osób raczej słabego składu. Gdy podjechał PKS pakujemy się prawie wszyscy bez biletów. Kierowca od razu burzy się że nie mamy biletów i zaczynają się sprzeczki (był z Mielca ). Straszy nas dzwonieniem na psy i pyta (bardzo pewny siebie!) pasażerów czy ktoś zadzwoni na policje. Nikt mu nie dał, więc… wyciągam swoją i mówię „dzwoń” -nieźle mu szczena opadła . W końcu kupujemy wszyscy bilety dla świętego spokoju, ale tylko do Jasła (a mieliśmy zamiar jechać do Krosna -więc wał ). W czasie jazdy trochę wkurw… kierowcę i jak można było się spodziewać w Jaśle czekała na nas policja. Psy wyciągnęły nas z autobusu w centrum miasta, po czy zawieźli nas na komisariat. Całemu zdarzeniu przyglądała się masa gapiów. Policja bardzo się dziwiła temu, że kierowca się poskarżył- skoro mieliśmy wszyscy bilety . Spisali nas, a następnie puścili. Tak więc sami udaliśmy się na PKP Jasło. Gdy byliśmy już blisko, zobaczyliśmy że konduktorka daje znak do odjazdu pociągu pośpiesznego- który już ruszał. Szybko wkroczyłem do akcji drąc się do niej, aby zatrzymała pociąg. Nie zrobiła tego póki nie zobaczyła, że biegnie nas więcej. Zatrzymała ten pośpiech i wskoczyliśmy do niego. Kanarzyca od razu przystartowała do nas o bilety. My odpowiedzieliśmy że mamy , ale nie chciała nam wierzyć, bo widziała, że biegliśmy nie od strony budynku PKP . Pociąg ruszył, a my za symboliczne kilka złotych załatwiliśmy przejazd (62 km). W Krośnie oczywiście bez atrakcji. W Sanoku wysiadamy na 6 godzin przed meczem i sami idziemy parę kilometrów na stadion. Trochę rzucaliśmy się w oczy, więc grupy miejscowych mocno nas obcinały. Wchodzimy na stadion i od razu rozglądamy się za sprzętem do walki. Jednak prawie nic nie znaleźliśmy. Na wyposażeniu mieliśmy tylko kilka butelek po nalewkach i naprędce rozwalone płyty chodnikowe. Czekając na rozwój wydarzeń piliśmy sobie , tym bardziej że nie daleko był sklep z alkoholem . Nagle zobaczyliśmy auto z nawet konkretnie wyglądającymi kolesiami, którzy nas wyraźnie obczajali. Potem przyjechali jeszcze raz pokazując nam „środkowe palce” . W tym momencie weszliśmy do budynku klubowego, gdzie mieliśmy zamiar zrobić na wszelki wypadek barykade. Nas dla przypomnienia tylko 10u młodej ekipy. Na obiekcie był jeden dziadek, a w budynku jacyś juniorzy. Bez żadnych przeszkód gromadziliśmy różne sprzęty. Rozebraliśmy miedzy innymi płotki lekkoatletyczne. Poza tym mieliśmy na wyposażeniu gaśnice, stoły i śmietnik. To wszytsko przygotowaliśmy ubezpieczając się na pojawienie się ich większej liczby . Po chwili przyjechały psy pytając od razu, co się tu dzieje. Odpowiedzieliśmy (na luzie) że jesteśmy przyjezdnymi i dozbrajamy się na miejscowych . W tym momencie zza bloków wyszła grupa miejscowych (ok. 15u- trochę nas zawiedli liczbowo ). Psy kazały nam schować się w budynku i powiedzieli że oni będą siedzieć na zewnątrz w aucie. My jednak stoimy w drzwiach i czekamy na rozwój wydarzeń. Po chwili paru miejscowych podchodzi pod siatkę i nas woła. Początkowo nie mieliśmy ochoty na rozmowy z nimi (bo i o czym ), ale podchodzimy. Pytają czy możemy się urwać psom. My na to, że jesteśmy tu już trzy godziny , więc mieli wystarczająco dużo czasu , a poza tym nie mamy ekipy na ustawki. Po chwili odchodzą. Wjeżdża dziadek z klubu i karze nam przy psach uprzątnąć bałagan jaki narobiliśmy . Następnie zamyka budynek klubowy. Siadamy na schodach, a obok nas dwóch psów w radiowozie. Sanok krążył jeszcze wokół ulicą wspomnianym samochodem, ale niczego prócz wyzwisk i pokazywania brzydkich palców się nie doczekaliśmy się . Następnie ku naszemu zdziwieniu pały pojechały sobie zostawiając nas samych U nas lekka konsternacja, poszliśmy pod kajutę dziadka. Mieliśmy na stanie trochę butelek, bo w między czasi piliśmy sobie . Do meczu zostały jeszcze trzy godziny, trwało to ok. 20 min. Jednak miejscowi zapadli sie pod ziemie. Wkońcu pojawiły się psy i zostały z nami już do końca. Zaprowadzili nas do klatki przy ulicy (która przypominała wybieg dla koni ). Wyłożyliśmy się tam na trawie. Obecność psów nie przeszkodziła nam w wycieczce po alkohol. Rzecz jasna na miejscu przelewaliśmy go do innych pojemników, aby się nie kapnęli. Nie chciało się im otwierac bramy, więc za każdym razem przeskakiwaliśmy przez płot (jedna osoba).Oczywiście Sanok cały czas robił swoje "pielgrzymki" (czyli łazili ulicą koło klatki). Zaprezentowali to samo co wcześniej- głupie wyzwiska i środkowe palce . Nie reagowaliśmy na to, a jak już to śmiechem . Potem dostajemy sms-a, że czterech od nas którzy wyjechali później (w południe) pociągiem z Dębicy do Rzeszowa. Jadą już PKS-em do Sanoka. Kolesie fajnie się prezentowali- dwóch w biało - zielonych koszulkach, wszyscy glaca. Z ich relacji wynikało, że w Rzeszowie dużo osób ich obczajało, lecz bez przygód. To samo w Brzozowie podczas postoju na PKSie "na papierosa". Do niczego jednak nie doszło. Gdy dojeżdżali do Sanoka pojechał po nich radiowóz i przywiózł ich na stadion. Razem było nas 14u. Prowadziliśmy dobry doping. Mieliśmy szale (bez flag). Dodam że miejscowi nie prowadzili dopingu i nie mieli szalików ani flag. Zaspokajali się jedynie łażeniem tam i z powrotem koło naszej klatki . W przerwie podchodzi do nas dwóch miejscowych. Mówią że są z Sanovii (układ Sanoka). Trochę pogadaliśmy o Cisnej i Pilźnie, a na koniec zapytali czy przyjedziemy do Leska. Odpowiedzieliśmy krótko: „jeździmy wszędzie” . Po meczu spokój- wracamy z piłkarzami. Miejscowi jeszcze tylko pospacerowali koło naszej klatki- wyśmialiśmy ich. Najciekawsze jest to, że ci goście z samochodu dalej pokazywali nam palce (była z nimi też jakaś dziewczyna- która też lubiła zabawy palcami ). Tak więc wyjazd bardzo udany i obfitujący w przygody. W tym samym dniu dwie osoby od nas na KSG – Legia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
iCGstation v1.0 Template By Ray © 2003, 2004 iOptional
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|
|
|